niedziela, 6 października 2013

Rozdział 2



Poranne promienie słońca przedzierały się przez rozłożyste gałęzie drzew. Z daleka słychać było świergot ptaków, które nie wiadomo skąd znalazły się tutaj o tej porze roku. Czułam, jak moja kurtka staje się dla mnie ciężarem. Było mi w niej za ciepło. Otworzyłam oczy, a widok, który ujrzałam, zupełnie mnie zaskoczył. Po mroźnym styczniu nie został ani ślad. Śnieg dawno stopniał, rośliny kwitły, temperatura powietrza była całkiem przyjemna. Nie to, co ta zimowa, drażniąca wszystkie partie ciała.
Podniosłam się z mchu, który nie wiadomo ile czasu robił mi za legowisko. Zaspanym wzrokiem błądziłam po okolicy, próbując zrobić jakieś rozeznanie w terenie. Moje plany spaliły na panewce. Bowiem owego lasu wcale nie znałam.
- W końcu się obudziłaś - usłyszałam z oddali znienawidzony głos Francisa. Miałam go ochotę wręcz udusić. Gdyby nie jego pomysł, to z pewnością siedziałabym teraz w domu razem z rodzicami. Dlaczego musiałam się go posłuchać? Dlaczego nie uparłam się przy swoim i nie zostałam wtedy w domu? No cóż... Jak to było napisane w Piśmie Świętym? "Nie zbadane są wyroki Boskie". Borze zielony i szumiący! Od kiedy ja cytuję Biblię?
- Jak widać - odburknęłam niezbyt przyjemnym głosem w jego kierunku.
- Zamiast się na siebie boczyć, powinniśmy pomyśleć nad tym, w jaki sposób się stąd wydostać - stwierdziła Jane, siadając obok mnie, i zaczęła grzebać patykiem w ziemi. Pamiętam, jak była młodsza, to kiedy się zaczynała na podwórku nudzić, to właśnie to robiła. Westchnęłam cicho. 
- Zjadłbym coś - jęknął Ethan - Kiszki mi marsza grają - skarżył się. W sumie nie bez powodu. Ja także zaczynałam odczuwać doskwierający mi głód.
- Od samego siedzenia to raczej siebie nie nakarmimy. - Tym razem musiałam przyznać Shurleyowi rację. Spojrzałam na drzewa i nagle coś jakby mnie olśniło.
- Tam mamy północ - powiedziałam, spoglądając na porośnięte mchem pnie*. Tak, szkoła czasami do czegoś mi się przydawała. Tak jak na przykład w tym przypadku. Nie było na co czekać, więc ruszyliśmy tak, jak staliśmy. Jak się okazało, po upływie półtora godziny błądzenia naszym oczom ukazał się zarys miasta.
- Nareszcie jakaś w końcu cywilizancja - krzyknął uradowany blondyn. 
- Mówi się 'cywilizacja' - poprawiła go Jane, a ten tylko machnął na to ręką.
Miasto sprawiało przygnębiające wrażenie. Wszędzie przeważała szarość i czerń. Na sosnach, które rosły tuż przy znaku powitalnym, wisiało pełno kartek z klepsydrami. Wzdrygnęłam się na ten widok. Tyle pogrzebów w ciągu tygodnia. Aż za bardzo podejrzanie to wyglądało. Na ulicach panował pomór. Ludzie siedzieli na zimnych chodnikowych płytach i wyciągali ręce, aby chociaż dać im parę groszy. Z wysokich kominów fabryk unosił się gęsty, cuchnący tytoniem dym. Przy dużych kontenerach na śmieci grasowały ogromne szczury. Tak... Tam gdzie był pomór i bieda, zjawiały się szczury. Przynajmniej tak kiedyś powiedziała jakaś prezenterka w wieczornym wydaniu wiadomości.
- Przepraszam, którędy do centrum? - zapytałam jakiejś wychudzonej dziewczyny. Wyglądała jak śmierć. Była blada, niemalże szara, miała rozczochrane włosy, czarne ubrania i wory pod oczami. Smutnymi, brązowymi oczami wpatrywała się we mnie, a dziecko, które trzymała na rękach, zakwiliło. Chudymi i drżącymi palcami wskazała mi kierunek.
- Masz może jakieś pieniądze? - Zerknęłam na moich towarzyszy. Jane wyciągnęła z kieszeni spodni jakiś zgnieciony banknot.
- U nas nie ma takich pieniędzy - wyszeptała kobieta.
- Jak to nie ma? W całych Stanach przecież obowiązuje ta sama waluta - odpowiedziałam, oburzając się nieco.
- Rzeczywiście, u nich jeszcze nie wprowadzono ich do obiegu. - Francis podał mi "Times'a", wskazując na datę wydania. - Jeżeli to jest dzisiejszy nakład, to...- Nie dałam mu dokończyć, wyrywając mu go z dłoni. Dziesiąty czerwca dwa tysiące dziesiąty rok... Nie, na pewno moje oczy się myliły. Robiły mi jakiś pieprzony żart, bo jestem za bardzo niewyspana i zmęczona. Kiedy kolejny raz upewniłam się, że to wszystko dzieje się naprawdę, zbladłam.
- Jezus Maria - szeptałam w kółko. - Co my teraz zrobimy?
Miny pozostałych także nie były z tego powodu zadowolone. No, może oprócz Shurleya, bo ten zachowywał tę swoją pokerową twarz. Z resztą jak zwykle w jego przypadku. Nigdy jakoś nie wyrażał większych emocji. Najczęściej tylko siedział i coś mazał, i kreślił długopisem w tym swoim notatniku. Może chciał zostać pisarzem, tak jak wujek Chuck?
Do centrum doszliśmy w niecałe pół godziny i niemalże wbiło mnie w ziemię. To, co widziałam na przedmieściach, nijak miało się do tego, co miałam przed oczami tutaj. 
- Co jest? - zapytał Francis, jak gdyby nigdy nic. 
- Nie wydaje wam się to dziwne? Tam - pokazałam palcem w stronę, skąd nas przywiało. - Panuje bieda i pomór. Ludzie umierają wręcz na ulicach, żebrząc o parę groszy, aby mieć czymkolwiek nakarmić puste żołądki... - Przerwałam na chwilę. - Podczas, gdy tutaj wyrzucane są rzeczy, które byłyby zdatne do użytku...
- Niestety... Sprawiedliwości na tym świecie nigdy nie było, nie ma i nigdy nie będzie - stwierdziła Jane. 
Rozglądałam się po okolicy. Każdy dom był kolorowy, ulica mogłaby wręcz nazywać się 'Tęczowa'. Zadbane ogródki, parkany. Przystrzyżone krzewy, na dziedzińcach małe fontanny. Budynki były umiejscowione na wzniesieniu. Zupełnie tak jakby ktoś chciał pokazać, kto tutaj rządzi nad tamtym marginesem społecznym. 
Jakaś starsza kobieta szła ze śmiesznie ostrzyżonym pudlem, który był uwiązany na smyczy. Obok niej przejechał samochód, który wyglądał tak, jakby go dopiero z salonu kupiono. Zaraz znad przeciwka podążała dziewczyna, która wyglądem przypominała wręcz te wszystkie dziewoje wytrzaśnięte prosto z jakiegoś żurnala. 
Zatrzymaliśmy się przed jakimś barem z fast foodami. Uśmiechnęłam się szeroko, widząc znane logo ze starszym, uśmiechniętym panem na czerwonym tle*.
- Mamy pewien problem, o ile o tym pamiętasz. - Moje rozmyślania nad kurczakami przerwała Jane. - Nie mamy pieniędzy, którymi tutaj możemy zapłacić.
Momentalnie spadłam z obłoków, robiąc smutną minę. Rzeczywiście o tym nie pamiętałam. Wyleciało mi z głowy. W tym momencie poczułam lekkie szturchnięcie w ramię.
- Co jest, Ethan?
- Głupi zawsze mają szczęście. - Wskazał podbródkiem na lokal, gdzie stały automaty z grami, gdzie można było wygrać kasę. Błogosławić automaty i naszych ojców, za to, że nauczyli nas obsługiwać je. Młody Harvelle wrzucił jakąś ze swoich monet i zaczął grać w jednorękiego bandytę*. 
- Ja pierdzielę! - wykrzyknął, kiedy odpowiednie takie same obrazki ułożyły się w jednej linii, a zaraz potem zaczęły wylatywać monety. Jedna runda w zupełności na tą chwilę nam wystarczyła. Z dumnie uniesionymi głowami i pewnym krokiem mieliśmy zamiar opuścić lokal, kiedy niespodziewanie wpadłam na jakiegoś wysokiego gościa.
- Przepraszam - powiedziałam, spuszczając głowę. Facet tylko cicho westchnął i odebrał dzwoniący telefon. Zanim zdążyłam na niego spojrzeć, zniknął w tłoku.
- Masz coś, Sammy?- zapytał znajomym dla mnie głosem. Czyż nie ten głos nie brzmiał jak u mojego ojca? Spojrzałam na niego uważnie. 
- Coś się stało? - zapytała Jane, patrząc raz na mnie, raz na tamtego mężczyznę. Francis przewrócił oczami, a jego mina wręcz mówiła, że 'znowu mam te swoje fanaberie'. Ethan w tym czasie przeliczał pieniądze.
- Ej, ludzie... Spójrzcie przez okno- powiedział blondyn. Na zewnątrz stała ta sama Impala, co w garażu, do którego tata zabraniał mi wchodzić. Różnica polegała tylko na tym, że ten samochód był zadbany i używano go. Nie stał opuszczony i zapomniany gdzieś tam.
Podrapałam się po głowie, myśląc nad czymś intensywnie. Z moich ust wyrwało się krótkie 'poczekajcie na mnie chwilę'. Opuściłam kuzynkę i kolegów, podążając w kierunku mężczyzny, z którym jeszcze nie tak dawno zderzyłam się.
- Dean Winchester?- zapytałam go niepewnie. Ten tylko spojrzał na mnie. Borze zielony i szumiący! Gość wyglądał zupełnie jak mój tata! Tyle, że ten był młodszy. No i nosił garnitur i spodnie szyte na miarę. Coś mi tutaj nie grało. Tata nigdy nie nosił tak eleganckich ubrań. Pardon. Ostatnim razem kiedy był w garniturze, to było na moją komunię. 
- Owszem. O co chodzi? - oderwał wzrok od gazety, którą przed chwilą zaczął przeglądać.

C.D.N.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Rozdział drugi za nami :) Serdeczne podziękowania dla Impali, która wytknęła mi wszystkie błędy, które popełniłam w trakcie pisania :) Mam nadzieję, że Wam się spodoba :)

16 komentarzy:

  1. Interesująca historia. Wciągnęłam się. Czekam na następną część.

    OdpowiedzUsuń
  2. Aleś mnie wciągnęła! Z niecierpliwością czekam na premierę Supernatural, a tu taki cudo dzisiaj! ;D
    Historia na pewno oryginalna i intrygująca. Czytając nie zauważyłam jako takich błędów, ale być może byłam zbyt zajęta akcją. Jedyne, co mi nie pasuje to brakuje akapitów.
    Btw, czekam na kolejny rozdział. :)
    Pozdrawiam, Allz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej tutaj ciężko jest o akapity gdyż trzeba robić je spacjami. A błędów nie ma ponieważ przed dodaniem rozdziału odpowiednia osoba zrobiła mi przegląd :)

      Usuń
  3. Ej! Cios poniżej pasa! Jak można tak przerywać ;( Notka boska! Wczułam się, a tu nagle bach i koniec! ;( No, ale pozostało mi czekać na ciąg dalszy.
    Akcja się kręci, błędów nie zauważyłam, ino jak już ktoś wspomniał brakuje akapitów, ale i ja ich czasem nie pisze, bo to zbytni kłopot i trud tutaj. Po za tym raczej nie mam czego się uczepić. Pisz dalej i daj znać co i jak ;)

    Pozdrowieniami madeleine f [ samantha ]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błędy skorygowała mi Impala, której bardzo dziękuję :) A co do przerywania w takich momentach... Lubię trzymać ludzi w niepewności :D

      Usuń
    2. I znów musze czekać. Ale mimo wszystko to dobrze tak zaciekawić czytelnika i kabuum koniec notki.
      Ps. zapraszam tez do siebie : http://forgotten-blood.blogspot.com/

      Usuń
  4. Skid Row :3 I już cię kocham. Pisz dalej, bo umrę z ciekawości.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochamciękochamciękochamciękochamcię <3

    Kiedy następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  6. No nie, jak mogłaś przerwać w takim momencie! Powinnam się za to obrazić:D No, ale cóż nie mam wyjścia i muszę czekać na następną część.
    Ciekawa jestem, dlaczego Cass przeniósł ich do przeszłości i mam nadzieję, że wkrótce się to wyjaśni. No i nie mogę się do czekać, jak Dean zareaguje, że Mary to jego przeszła córka (o ile ona mu w ogóle o tym powie).
    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawe opowiadanie. Jeszcze czegoś takiego nie czytałam, więc plus za oryginalność :) Ciekawe dlaczego trafili do przeszłości. No i ciekawa jestem ich rozmowy z Deanem.
    Czekam na kolejny rozdział :)
    http://pocalunek-lowcy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapraszam do siebie na nowy rozdział:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Hey nowy rozdział jak zwykle super, nie moge sie doczekać kolejnego ;3 Wciagneło mnie to , nawet bardzo.
    A u mnie też jest coś nowego zapraszam ;3 www.spn-new-old-generation.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jejku nie ten link xD
      ten ;phttp://fearneverdesrtoyme.blogspot.com/

      Usuń
  10. Już napisałam notkę na temat Skid Row, o którą mnie prosiłaś. Zapraszam:
    music-the-world.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Gdzie następny rozdział? Czekam :)

    OdpowiedzUsuń